poniedziałek, 3 maja 2010

90. Janusz L. Wiśniewski - Samotność w sieci [proza]

Dopiero wtedy w dolnym prawym rogu ekranu jego monitora zaczął mrugać symbol w postaci małej żółtej karteczki. Znak, że ktoś na ICQ przesłał mu wiadomość i najprawdopodobniej oczekuje odpowiedzi. Podniósł do ust puszkę z colą i kliknął w żółtą karteczkę. "Jestem jeszcze trochę zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak cholernie smutno teraz, że chcę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić. Nareszcie przyda się na coś ten cały Internet. Trafiło na Ciebie. Czy mogę Ci o tym opowiedzieć?" [...]
  
ON: Sięgnął do szuflady biurka po puszkę z colą. Usiadł po turecku na swoim krześle przed monitorem, rozciągnął skręcony spiralnie kabel klawiatury, położył ją na udach. Zaczął czytać. [...]
 
Jego wykład był pierwszym w porannej sesji. Przyszedł pół godziny wcześniej, aby zainstalować laptop i połączyć go z rzutnikiem obrazów z komputera na ogromny ekran na środkowej ścianie. Zanim zainstalował wszystko, wielkie audytorium było już prawie pełne. Przysuwając do siebie puszkę z amerykańską colą light, którą przyniósł ze sobą, nagle spostrzegł, że na pokrytym zielonym suknem stole przylegającym do pulpitu prelegenta znajduje się wtyczka telefonu oznakowana fosforyzującym tekstem na plastikowej etykiecie jako "dostęp" do Internetu. [...]
  
To, co oglądał, przechodząc obok tych grobowców, nie było wcale aż takie oryginalne. Egipcjanie wpadli na ten pomysł już kilka tysięcy lat temu i budowali piramidy, a dopiero bardzo niedawno Amerykanie zrobili z tego piramidalny Disney land. Idąc powoli aleją tego cmentarza, zastanawiał się, czy za chwilę zobaczy charakterystyczny budynek McDonalda lub automaty z coca-colą. [...]
   
Po trzech godzinach pracy, gdy już był bliski zakończenia, wyszedł z sali komputerowej, aby poszukać automatu sprzedającego puszki z colą. Musiał być gdzieś w pobliżu. Na amerykańskim uniwersytecie mogło nie być biblioteki, ale musiał być automat z colą. [...] 

Czarna sprzątaczka majaczyła w oddali w ciemnym korytarzu. Wyglądała jak niewolnica z obrazów Teodore'a Davisa, zbierająca bawełnę na plantacjach w pobliżu Nowego Orleanu. Te same na pół centymetra głębokie zmarszczki pod oczami. Te same ogromne białe gałki oczne, pocięte czerwonym liniami naczyń krwionośnych. - Nie chciałem pani przestraszyć. Szukam automatu z colą. Kto to był Thommy? - Thommy też ciągle szukał coli. Pracował tutaj wiele lat i nigdy nie pamiętał, gdzie jest automat - odpowiedziała. - Ja dzisiaj z pewnością też nie zapamiętam. Zaprowadzi mnie pani do automatu i po drodze opowie mi, kto to był Thommy? - Nie wie pan, kto to był Thommy?! Thommy pracował cztery korytarze dalej. Każdy go znał po tym, jak ukradł mózg Einsteinowi. Zna pan Einsteina, tego amerykańskiego Żyda ze Szwajcarii? [...]
   
Gdy już jej nie było, przypomniał sobie, że miała mu pokazać, gdzie jest automat z colą. Zawołał ją. Nie odpowiedziała. Wszedł do toalety, znalazł małą fontannę z wodą pitną i schylił głowę tak, aby strumień obmył mu twarz.

Cytaty znalazła i podesłała Tycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz