Śmiech jej był trochę ochrypły i mocny, bezpośredni i wesoły, sprawiał, że otwierała szeroko duże usta o grubych wargach i mrużyła oczy. Patrzyła na mnie z ironią i złośliwością, jeszcze nie tak jak na dorosłego mężczyznę, ale już nie jak na smarkacza. Wstała, aby przygotować mi whisky.
- Po twoich wczorajszych śmiałych wyczynach nie mogę już częstować cię coca-colą - stwierdziła, udając zmartwioną. - Muszę cię przyjąć jak jednego z moich pretendentów.
[Mario Vargas Llosa, Ciotka Julia i skryba, przeł. Danuta Rycerz, Wyd. Znak, Kraków 2008, s. 114]
- Po twoich wczorajszych śmiałych wyczynach nie mogę już częstować cię coca-colą - stwierdziła, udając zmartwioną. - Muszę cię przyjąć jak jednego z moich pretendentów.
[Mario Vargas Llosa, Ciotka Julia i skryba, przeł. Danuta Rycerz, Wyd. Znak, Kraków 2008, s. 114]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz